Od ponad doby ratownicy pracujący w ruinach zasypanego przez lawinę hotelu w Abruzji w środkowych Włoszech nie wydobyli żadnej żywej osoby. Media informują w niedzielę, że ekipy nie słyszą już głosów ludzi spod śniegu.

Bilans akcji ratunkowej, prowadzonej od czwartku, to dziewięć żywych wydobytych osób, 5 ofiar śmiertelnych i 23 zaginionych. Lawina zeszła w środę po południu w rezultacie trzęsienia ziemi w Abruzji.

Warunki pogodowe na miejscu katastrofy w niedzielę pogorszyły się. Utrzymuje się tam wysokie zagrożenie lawinowe.

W wypowiedziach dla mediów przedstawiciele ekip ratunkowych i Obrony Cywilnej podkreślają, że prace w rumowisku prowadzone są z niemal chirurgiczną precyzją, by nie dopuścić do dalszego zawalenia się elementów konstrukcji, pod którymi są ludzie.

Nadzieje na odnalezienie żywych są coraz mniejsze, ale teren - jak się podkreśla - przekopywany jest z ogromną determinacją i tak szybko, jak pozwalają na to warunki.

Niektóre z wydobytych osób spędziły pod zwałami śniegu i resztek hotelu 58 godzin. Niedzielne gazety przytaczają ich wypowiedzi o tym, jak przeżyli oczekiwanie na nadejście pomocy. Kilka osób leżało w bardzo wąskich szczelinach, nie mogąc się podnieść. Jedna z kobiet obejmowała swojego kilkuletniego syna.

Trójka dzieci, która w chwili zejścia lawiny była w sali bilardowej, znalazła tam butelki wody i jedzenie. Inni, cierpiąc z pragnienia, ssali kawałki śniegu i lodu. Ludzie modlili się, wzywali pomocy i wołali swych zaginionych bliskich, dodawali sobie otuchy - pisze "La Repubblica".

Karabinierzy, opisując wielkość lawiny, która zeszła na hotel, wyjaśnili, że ciężarem odpowiadała ona ładunkowi z czterech tysięcy tirów. W rejonie hotelu leży obecnie 120 tysięcy ton śniegu.