Jedna z chińskich mało znanych specjalności to osobliwy alkohol. Można by uznać, że producent nie dysponuje beczkami i postarza go w łodygach bambusa. Ale leżakowanie w łodygach żywej rośliny pozwala oczyścić i wzbogacić trunek o właściwości lecznicze.

Jednocześnie proces ten powoduje spadek mocy alkoholu, początkowo 60-70-procentowego, wstrzykiwanego do łodygi pod ciśnieniem. Część "procentów" zostaje wchłonięta przez tkanki źdźbła - opowiada Chen Chao (czyt. Czen Czao), około trzydziestoletni Chińczyk, który produkuje tą metodą alkoholowy napój w Syczuanie na południowym zachodzie Chin.

Napitek dojrzewa w gęstym bambusowym gaju w górach. Zaczyna się od tego, że zbożową wódkę wstrzykuje się pod ciśnieniem do łodygi młodego bambusa, której ścianka po tym zabiegu "zagoi się" w ciągu kilku dni - wyjaśnia Chen, który nauczył się tej metody we wschodniej prowincji Fucien (Fujian).

Już w łodydze alkohol maceruje się krócej lub dłużej ze związkami flawonowymi zawartymi w sokach bambusa, aż do "żniw". Sok bambusa jest znanym w chińskiej farmakopei środkiem odtruwającym oraz wzmacniającym płuca.

"Nasza produkcja jest ograniczona do 50-60 tys. butelek o pojemności 500-550 ml rocznie - zastrzega Chen - czyli do około 25 tys. litrów".

Liczy on na to, że zastosowanie mniej inwazyjnej techniki wtryskiwania pozwoli wtłaczać do łodygi większą ilość płynu i zwiększyć procentową zawartość alkoholu.

"Jak dotąd tylko niewielu ludzi zna +bambusowy alkohol+, ponieważ jego produkcję otacza tajemnica. Teraz się to zmienia" - powiedział Chen, który poznał tę technikę na wschodzie Chin, gdzie ją wymyślono.

Produkcję w Syczuanie rozpoczął w 2015 roku. Zainstalował się w sercu "Bambusowego Morza" w porośniętym bambusami masywie, w miejscowości, w której już działała destylarnia słynnego chińskiego trunku wuliangye (łu-liang-je), wyrabianego z prosa, dwóch gatunków ryżu, kukurydzy i pszenicy. Wuliangye to "eliksir pięciu zbóż", którego receptura pochodzi z czasów dynastii Ming, a nazwa z 1905 roku. Po rewolucji, od 1959 roku jego produkcję znacjonalizowano i ustandaryzowano.

Nazwę Bambusowego Morza - Shunan Zhuhai (czyt. Szunan Czu-hai) - nosi kołysząca się z każdym najlżejszym nawet podmuchem, niczym morskie fale, najsłynniejsza w Chinach puszcza bambusów. Położona na wysokości 600-1000 m n.p.m., rozciąga się ok. 70 km od miasta Yibin (czyt. I-pin) w południowym Syczuanie. Rośnie w niej 58 gatunków bambusa. Tam właśnie w bajkowej scenerii znajduje się słynny Park Narodowy o powierzchni 120 km kw., z krętymi strumieniami, wodospadami, jeziorami i ponad 130 punktami widokowymi. To tam powstały bajkowe sceny walk na czubkach bambusów do filmu Anga Lee "Przyczajony tygrys, ukryty smok" (2000).

We wschodnich Chinach, w graniczącej z Fucienem prowincji Czeciang (Zhejiang), w bambusowych gajach wokół miasta Lin'an leży wieś Baishuijian (czyt. Pai-szuei-dzian), gdzie od dawna produkuje się bambusowe wino. Po wstrzyknięciu wiosną wina ryżowego do młodego bambusowego pędu czeka się około półtora roku. Trzeba uważać, bo zbyt duża ilość alkoholu może zniszczyć korzenie źdźbła. Za najlepszą porę do przeprowadzenia tego zabiegu uważa się okres święta zmarłych Qingming, obchodzonego w początkach kwietnia.

Na miejscu można nabyć "dojrzewający" w bambusie przez półtora roku trunek, płacąc nawet 500 juanów (65 euro) za zawartość łodygi między kolankami. "Leżakowane" w ten sposób wino ma żółtawy kolor i słaby aromat zielonego bambusa. Fachowo odcinek źdźbła miedzy kolankami to międzywęźle, tworzące zamknięty pojemnik w kształcie walca. Z winem jego cena wzrasta co najmniej 50 razy.

Najpierw jednak pracownik opukuje roślinę, aby ocenić wysokość, do której doszło w łodydze wino. Następnie drąży się dziurki i spuszcza alkohol. Kupić można też całe międzywęźle wraz z jego zawartością.

Monika Klimowska (PAP)