Dopiero w czwartej turze głosowania Włoch Antonio Tajani wygrał wczorajsze wybory na przewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Przesądziło o tym zawarte rano porozumienie pomiędzy chadekami a liberałami.
O zastąpienie kończącego drugą dwuipółletnią kadencję Niemca Martina Schulza ubiegać się miało siedmioro kandydatów, ale jeszcze przed pierwszą turą wycofał się szef liberalnej frakcji ALDE, Guy Verhofstadt. – Dziś rano frakcja liberałów i demokratów zawarła ważne porozumienie z Europejską Partią Ludową. To pierwszy ważny krok w kierunku budowy proeuropejskiej koalicji w celu wzmocnienia Unii Europejskiej. To absolutnie konieczne w sytuacji, gdy jest Trump, Putin i wiele innych wyzwań, wobec których staje Europa – ogłosił były premier Belgii. W zamian za rezygnację Verhofstadta Tajani ma naciskać na to, by Parlament Europejski został włączony w negocjacje na temat brexitu.
Choć nie wszyscy członkowie ALDE poparli Tajaniego, kandydat chadeków wyraźnie prowadził po pierwszych trzech turach głosowania, wyprzedzając swojego głównego rywala, socjalistę Gianniego Pittellę o prawie sto głosów. To jeszcze nie wystarczało do zwycięstwa, ale w czwartej turze – w której do wygranej niepotrzebna była już bezwzględna większość głosów, a jedynie zwykła – poparcie liberałów przesądziło.
63-letni Tajani był dotychczas jednym z 14 wiceprzewodniczących Parlamentu Europejskiego, a wcześniej pełnił funkcję komisarza ds. transportu (2008–2010) oraz ds. przemysłu i przedsiębiorczości (2010–2014). Jest bliskim współpracownikiem byłego premiera Włoch Silvio Berlusconiego, co powodowało, że jego kandydatura budziła spore kontrowersje.
Drugim powodem wątpliwości było to, iż wybór chadeka na szefa europarlamentu narusza równowagę między nimi a socjalistami w obsadzie najważniejszych stanowisk w Unii – do EPP należą też szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker i szef Rady Europejskiej Donald Tusk, a socjalistom po odejściu Schulza została tylko Federica Mogherini w roli szefowej dyplomacji. Dlatego pewnie będą chcieli, by chadecy oddali im jedno ze stanowisk, choć równy podział jest raczej zwyczajem niż sztywną zasadą. Sytuację komplikuje fakt, że Mogherini też jest Włoszką, a Unia unika tego, by obywatele tego samego państwa pełnili więcej niż jedno spośród najważniejszych stanowisk. Ewentualna próba wymiany Junckera lub, co bardziej prawdopodobne, Tuska pociągnęłaby za sobą zapewne kolejne przetasowania, a wobec rozpoczynających się niedługo negocjacji z Wielką Brytanią nie byłby to najszczęśliwszy moment na zmiany.