Niemiecka policja przeprowadziła rewizje u dwóch osób podejrzewanych o kontakty z Anisem Amrim - zamachowcem z Tunezji, który ponad dwa tygodnie temu w Berlinie zabił 12 osób, a ponad 50 ranił.

Prokuratura federalna w Karlsruhe poinformowała we wtorek, że w jednym z ośrodków dla uchodźców w Berlinie przeprowadzono rewizje pomieszczenia, w którym przebywał 26-letni Tunezyjczyk. Podejrzewamy, że osoba ta wiedziała o planach zamachu i być może pomogła zamachowcy - oświadczył przedstawiciel prokuratury.

Z dotychczasowych ustaleń prokuratury wynika, że rodak Amriego znał go od co najmniej końca 2015 roku i pozostawał z nim w kontakcie na krótko przed zamachem.

Policjanci przeszukali też mieszkanie, w którym przebywała osoba mieszkająca wcześniej z Amrim. On także, zdaniem prokuratury, miał do ostatniej chwili kontakt z zamachowcem. Nie wiadomo, czy osoby podejrzewane o kontakty z Amrim zostały zatrzymane bądź przesłuchane.

W czwartek zwolniono z aresztu innego Tunezyjczyka, który kontaktował się z zamachowcem. Numer telefonu Amriego był zapisany w pamięci telefonu komórkowego 40-latka. Pomimo wniosku prokuratury sąd nie wydał nakazu aresztowania.

Niemiecki dziennik "Sueddeutsche Zeitung" pisze o poważnych błędach służb odpowiedzialnych za walkę z terroryzmem. Policja zajmowała się Amrim od ponad roku, wiedziała, że ma kontakty z Państwem Islamskim i że chce zbudować bombę oraz zorganizować broń, a pomimo tego uważała zagrożenie zamachem za mało prawdopodobne - piszą dziennikarze śledczy Hans Leyendecker i Georg Mascolo. Władze uznały go już w lutym za osobę niebezpieczną. Ostrzegał przed nim także tunezyjski wywiad DST.

Amri porwał 19 grudnia ciężarówkę i po zastrzeleniu polskiego kierowcy wjechał nią w tłum na jarmarku bożonarodzeniowym w centrum Berlina Zachodniego. (PAP)