Były premier Manuel Valls jest faworytem prawyborów, ale to, że należał do ekipy François Hollande’a, może być dla niego obciążeniem.
Francuscy socjaliści rozpoczynają walkę o nominację swojej partii w tegorocznych wyborach prezydenckich. Wczoraj program przedstawił faworyt wyścigu, były premier Manuel Valls. Dziś zrobi to jego główny rywal, były minister przemysłu Arnaud Montebourg. Choć szanse obu na Pałac Elizejski są niewielkie, mogą oni pokrzyżować szyki kandydatom innych ugrupowań.
Wśród siedmiorga osób startujących w prawyborach Partii Socjalistycznej nie ma prezydenta François Hollande’a, bo ten z racji wyjątkowo słabych notowań w ogóle zrezygnował z ubiegania się o drugą kadencję. W tej sytuacji Valls, który był szefem rządu od kwietnia 2014 r. do grudnia 2016 r., jest naturalnym kandydatem socjalistów. Ale przynależność do ekipy ustępującego prezydenta może być dla niego obciążeniem, szczególnie w oczach tych wyborców, którzy uważają, że partia powinna obrać bardziej lewicowy kierunek.
– Programem prawicy jest ukaranie Francuzów. To machina, która podzieli nasz kraj w sposób, jakiego nie widzieliśmy od dziesięcioleci – mówił wczoraj Valls, atakując przede wszystkim kandydata centroprawicowych Republikanów, innego byłego premiera François Fillona. Ale on też dostrzegł, jakie są nastroje społeczne wśród Francuzów, i mówił m.in., że Unia Europejska na razie powinna wstrzymać dalsze rozszerzanie się, a Turcja w ogóle nie powinna być do niej przyjmowana. Zapowiadał też, że co roku będzie powstawać przynajmniej tysiąc nowych etatów w policji i żandarmerii, w ciągu pięciu lat liczba sędziów zwiększy się o co najmniej tysiąc, a miejsc w więzieniach – o 10 tys., wreszcie, że do 2025 r. wydatki na obronność wzrosną do poziomu 2 proc. PKB.
W sprawach gospodarczych Valls zamierza pogodzić dotychczasową politykę (jako premier próbował przeprowadzać probiznesowe reformy) z oczekiwaniami lewicowych wyborców. I tak, chce utrzymywania deficytu budżetowego poniżej dopuszczalnej granicy 3 proc. PKB (z czym Francja notorycznie ma problem w ostatnich latach), ale już nie planuje całkowitego zrównoważenia budżetu w ciągu pięciu lat, co wymagałoby sporych oszczędności. Nie mówi już o powrocie do 35-godzinnego tygodnia pracy, ale obiecuje 10-proc. podwyżkę minimalnych emerytur oraz nieoprocentowane pożyczki dla przedsiębiorców. A jego najciekawszym pomysłem jest zastąpienie zasiłków socjalnych powszechnym dochodem podstawowym wynoszącym ok. 800 euro miesięcznie.
Akademickie debaty nad powszechnym dochodem podstawowym pojawiają się coraz częściej, ale żadne państwo nie zdecydowało się na coś więcej niż pilotażowy program sprawdzający, jak działałby on w praktyce. Choć szczegółów na razie brak, wydaje się, że ten pomysł może przysporzyć Vallsowi trochę głosów. Ale raczej tyle, by wygrać partyjne prawybory, niż by realnie włączyć się do walki o prezydenturę.
Według sondaży – najświeższe pochodzą z początku grudnia – Valls i Montebourg wyraźnie górują nad resztą stawki, a w drugiej turze przewaga byłego premiera jest w granicach błędu statystycznego. Montebourg swój program ma przedstawić dziś i należy się spodziewać, że będzie on bardziej lewicowy. W nieodległej przeszłości mówił o tym, że trzeba skończyć z polityką oszczędności, o wartym 30 mld euro programie inwestycji państwowych skoncentrowanym głównie na infrastrukturze, a także o nacjonalizacji niektórych przedsiębiorstw.
We właściwych sondażach prezydenckich wyraźnie lepiej wypada Valls – z 12–13-proc. poparciem znajduje się wprawdzie daleko za Fillonem i szefową Frontu Narodowego Marine Le Pen, ale ma szanse powalczyć o trzecie miejsce. Wybór Montebourga oznacza, że wciąż rządzącej Partii Socjalistycznej grozi kompromitująca, piąta pozycja.