Pandemia odświeżyła stare pytanie o rolę państwa w gospodarce. Nowe narzędzia ingerencji w rynki mogą się zakorzenić.
‒ Państwo polskie może być sprawnym mechanizmem, który organizuje życie gospodarcze i życie społeczne – mówił w kwietniu premier Mateusz Morawiecki. I rzeczywiście, w czasie pandemii państwo nie tylko regulowało, ale wręcz wzięło na siebie utrzymanie ciężaru życia gospodarczego w czasie lockdownu – poprzez Bank Gospodarstwa Krajowego i Polski Fundusz Rozwoju na walkę ze skutkami kryzysu przeznaczy łącznie ok. 200 mld zł. To bezprecedensowy w skali polskiej gospodarki pakiet.
– Ten rok to nie jest czas na oszczędzanie – deklarowała podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu Jadwiga Emilewicz. Z tym twierdzeniem zgadza się wielu, również liberalnych ekspertów.
Jeremi Mordasewicz, ekspert Konfederacji Lewiatan, przekonuje, że trudno wyobrazić sobie kryzys finansowy bez reakcji państwa tak samo jak w przypadku wojny czy poważnych klęsk żywiołowych. Bezprecedensowy jest jednak sam sposób udzielania pomocy.
– We wcześniejszych kryzysach państwa wspomagały przede wszystkim sektor finansowy. Teraz zaangażowały się w działanie realnej gospodarki – mówi dr Artur Bartoszewicz, ekonomista w SGH. Według wyliczeń Międzynarodowego Funduszu Walutowego Polska uruchomiła już wsparcie na poziomie 12,4 proc. PKB. Z kolei Unia Europejska w swoim funduszu odbudowy zakłada rozdysponowanie między państwami członkowskimi w formie grantów i pożyczek 750 mld euro.
Kryzys zmienił podejście do długu publicznego. Niegdyś traktowany jako wstydliwa konieczność, dziś jest uznawany za jedną z najważniejszych recept na kryzys. Świadczy o tym nie tylko list młodych ekonomistów apelujących o zniesienie w Polsce konstytucyjnego limitu długu, lecz także samych przymiarek rządu. – Jeśli dług rośnie po to, żeby zwiększać potencjał rozwojowy, to utrzymywanie jego limitów nie jest uzasadnione – mówił w wywiadzie dla DGP wiceminister finansów Piotr Nowak.
W czerwcu wyniósł 1,08 bln zł, a na koniec roku ma osiągnąć według krajowych wyliczeń rekordowy poziom ponad 50,7 proc. PKB, a według unijnych nawet 62,2 proc. A to i tak mniej niż w krajach bardziej dotkniętych przez kryzys, które już wcześniej miały problemy z ogromnym długiem publicznym – Hiszpania na poziomie 115,5 proc. PKB czy Włochy ok. 160 proc. PKB.
Z rządami ręka w rękę idą banki centralne, które chcąc ułatwić zadłużanie się, ścięły stopy procentowe niemal do zera. Następnie, by wesprzeć wdrażanie programów stymulacyjnych, przeszły do skupowania obligacji państwowych. Amerykańska Rezerwa Federalna w czwartek podtrzymała, że będzie skupować papiery wartościowe w tempie 120 mld dol. miesięcznie. NBP wydał na to już 104 mld zł.
To tworzy pytania o ich przyszłą pozycję. W teorii powinny dbać o wartość pieniądza niezależnie od doraźnych oczekiwań rządzących. W praktyce, jak ocenia ekonomista Bartłomiej Biga, ekspert Klubu Jagiellońskiego, coraz częściej są instrumentem polityki rządów. – Akceptacja dla zadłużania się jest większa niż wcześniej, więc można się spodziewać, że będzie ono postępować – dodaje.
Część ekonomistów podtrzymuje jednak obawy formułowane wcześniej. – Trzeba być ostrożnym z zadłużaniem się po lockdownie. Brak jakichkolwiek hamulców to ograniczenie pola manewru przy ewentualnym kolejnym kryzysie. Poza tym utrzymywanie niskich stóp procentowych i skupowanie aktywów mają też swoje skutki uboczne: ryzyko inflacji czy powstania baniek na rynkach aktywów – mówi główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju dr Aleksander Łaszek.
Najprawdopodobniej po pandemii zmieni się też podejście do podmiotów publicznych. Należące do Skarbu Państwa spółki aktywnie włączyły się do walki z pandemią, nie tylko dopasowując swój asortyment, lecz także bezpośrednio włączając się w zakupy sprzętu medycznego. Jak Orlen, który przeznaczył na ten cel ponad 100 mln zł i wprowadził do oferty płyny do dezynfekcji czy maski ochronne. Można się spodziewać, że trend wykorzystywania publicznych spółek do podobnych celów będzie zyskiwał na znaczeniu w przyszłości. – W przeciwieństwie do sektora publicznego łatwiej sterować ich działaniami na rzecz dobra publicznego nawet kosztem krótkotrwałych profitów – dodaje dr Biga.
W związku z tym wpływ państwa na gospodarkę może rosnąć, choć jednocześnie zmieni swe oblicze. – Państwa mogą wpływać coraz intensywniej na sektory takie jak farmacja czy transport. Wątpię jednak, aby decydowały się na rozbudowywanie świadczeń socjalnych. Nikt nie wycofa się z dotychczasowych zdobyczy, ale będzie je zjadać inflacja. Jednocześnie nikt też nie chce ogólnej podwyżki podatków, cenione są raczej rozwiązania punktowe, względem określonych segmentów, np. opłata cukrowa czy podatek cyfrowy – tłumaczy ekspert KJ.
Większe zaangażowanie może rodzić znane przy przeregulowanych gospodarkach problemy. – Gdy państwo, które naturalnie jest regulatorem rynku, staje się na nim ogromnym graczem, można się spodziewać, że prawo nie będzie obiektywne – mówi Jeremi Mordasewicz.
Zagrożeniem może być kierowanie się krótkofalowym interesem politycznym przy podejmowaniu decyzji. – W kryzysie biznesy się rozpadają, ludzie zostają bez pracy. Tymczasem rząd utrzymał dodatkowe świadczenie dla emerytów – tzw. trzynastkę. A te pieniądze powinni otrzymać ci, którzy stracili swoje źródło zarobków – ocenia Jeremi Mordasewicz.
Jak zaznacza ekspert Konfederacji Lewiatan, impet państw w walce z pandemią można wykorzystać do realizacji nowych projektów gospodarczych. – W ramach działań na rzecz odbicia gospodarczego UE powinna zbudować rzeczywisty jednolity rynek, który da możliwości do budowy efektywnych i konkurencyjnych przedsiębiorstw na Starym Kontynencie. To podstawa do budowy czempionów – przedsiębiorstw, które będą konkurować z największymi firmami świata ze Stanów Zjednoczonych czy Chin. Taka interwencja byłaby pożądana i korzystna – stwierdza.
Na koniec roku dług publiczny ma osiągnąć ponad 50,7 proc. PKB