Nominacja Marcina Horały – jednego z ważniejszych polityków PiS – na stanowisko pełnomocnika rządu ds. Centralnego Portu Komunikacyjnego może dziwić. Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę niedawne zapowiedzi spółki, która ma budować nowe lotnisko.
Jej przedstawiciele twierdzili, że ten projekt trzeba koniecznie odpolitycznić. I mieli rację, bo w ostatnim czasie w dyskusji publicznej o CPK przewijało się coraz mniej argumentów merytorycznych. Opozycja określała projekt jako „pisowską megalomanię”, a przedstawiciele partii rządzącej pompowali balonik, podając mało realne terminy zakończenia inwestycji i używając górnolotnych określeń typu „CPK zmieni oblicze Polski” czy „CPK to projekt cywilizacyjny”. W spółce lotniskowej przypominali zaś, że analizy mówiące o potrzebie nowego portu powstawały za czasów różnych ekip rządowych. Już w 2003 r. za rządów SLD-PSL działał międzyresortowy zespół, który miał wskazać najlepszą lokalizację dla centralnego lotniska. Spośród proponowanych miejsc najwyżej oceniono Mszczonów i Modlin. W 2005 r., za rządów Marka Belki (SLD), zlecono hiszpańskiemu konsorcjum Ineco-Sener przygotowanie studium wykonalności centralnego lotniska. Już wtedy wskazano, że najlepszą lokalizacją byłby Baranów, czyli dokładnie to miejsce, w którym port planowany jest teraz. Z kolei za czasów PO-PSL, w 2010 r., firma PwC przygotowała opracowanie „Koncepcja lotniska centralnego dla Polski”. Wykazano, że powstanie inwestycji jest niezbędne, bo niebawem wyczerpie się przepustowość Okęcia, którego nie da się rozbudować.
Mianowanie Marcina Horały rządowym pełnomocnikiem ds. budowy lotniska projekt upolitycznia. Co więcej, nie uchodzi on za wybitnego speca od tematów infrastrukturalnych. W ostatniej kadencji zasłynął przede wszystkim kierowaniem komisją śledczą do spraw wyłudzeń VAT, której głównym celem było ściganie podatkowych afer rządu PO-PSL. W zeszłym roku bez powodzenia po raz drugi kandydował na prezydenta Gdyni.
Ustępujący pełnomocnik Mikołaj Wild, który dotychczas starał się używać głównie argumentów merytorycznych, teraz zmienia front. W rozmowie z „Rzeczpospolitą” stwierdził zdecydowanie, że nowe lotnisko jest projektem politycznym. „CPK rozumiany inaczej niż rewolucja, niż game changer, po prostu nie ma sensu. Aby ta rewolucja się udała, potrzebny jest nie tylko silny, merytoryczny zespół, ale także zasoby, do których dostęp mają tylko politycy” – stwierdził Wild. Sam ma teraz być szefem spółki CPK.
O tym, że mocne upolitycznienie nie służy projektowi, można było przekonać się w czasie zeszłorocznej kampanii przed wyborami na prezydenta Warszawy. Patryk Jaki, kandydat PiS, wsparł budowę CPK, ale chcąc się przypodobać mieszkańcom stolicy, nieoczekiwanie zapowiedział, że powinno się równocześnie zostawić Okęcie. Tymczasem większość ekspertów, a także władze LOT-u podkreślają, że warunkiem powodzenia CPK jest jednoczesna likwidacja Lotniska Chopina.
Jeśli port rzeczywiście jest potrzebny, to rządzący muszą sobie uświadomić, że CPK to inwestycja, którą będzie realizowało kilka rządów. Tym bardziej powinno się stawiać na jej apolityczność.