W sprawie zwolnienia pracownic biura prasowego Archidiecezji Krakowskiej pewne jest tylko jedno: arcybiskup Jędraszewski uznał, że wolno mu więcej niż zwykłemu pracodawcy. I w pewnym sensie ma rację, ale jednocześnie zapomniał, że zasady, które pozwalają mu wymagać więcej od podwładnych, jego zobowiązują do szczególnej dbałości o warunki pracy. Ta niepamięć lub hipokryzja może dużo Kościół kosztować, zwłaszcza w kwestii wiarygodności.
Początkowo kuria oświadczyła, że zatrudnienie straciły jedynie pracownice niezamężne (w ostatnim oświadczeniu kwestia stanu cywilnego została usunięta). Te, które „w życiu prywatnym jako matki tworzą wraz ze swymi mężami katolickie rodziny, nadal pozostają pracownikami Biura Prasowego Archidiecezji Krakowskiej”. Wywołało to oburzenie części opinii publicznej i liczne negatywne komentarze, w tym zarzuty dyskryminowania ze względu na stan cywilny lub wyznanie. W sensie „ludzkim” wydaje się to uzasadnione, zwłaszcza po informacji jednej ze zwolnionych kobiet o samotnym wychowywaniu adoptowanych dzieci (przez dwie z trzech pracownic). W świetle prawa sprawa nie jest już tak oczywista. Zgodnie z k.p. pracownicy powinni być równo traktowani w zatrudnieniu (nawiązaniu i rozwiązaniu umowy, awansowaniu itp.) bez względu na jakąkolwiek cechę, w tym stan cywilny. Jednak od tej zasady jest przewidziany wyjątek. Kościoły i związki wyznaniowe mogą ograniczać dostęp do zatrudnienia ze względu na wyznanie, religię, światopogląd (mają prawo wymagać od swoich pracowników lojalności wobec swojej etyki). Zgodnie z orzecznictwem Trybunału Sprawiedliwości UE ta zasada dotyczy jednak tylko tych zajęć (stanowisk pracy), dla których przestrzeganie etyki ma znaczenie. Czyli np. lekarza, który jest zatrudniony w szpitalu prowadzonym przez Kościół, nie można zwolnić tylko dlatego, że jest zdeklarowanym ateistą. To, czy jest wierzący, nie powinno bowiem wpływać na jego obowiązki służbowe (zawsze ma leczyć zgodnie z obowiązującymi go zasadami). Gdyby taką deklarację złożyła pracownica biura prasowego archidiecezji, to mógłby być to uzasadniony powód do zwolnienia, bo jej stanowisko pracy wymaga wiarygodności i przedstawiania odpowiedniego światopoglądu.
Omawiana sprawa jest jednak jeszcze bardziej skomplikowana z dwóch powodów. Po pierwsze bycie singlem – o ile mi wiadomo (a teologiem nie jestem) – nie jest grzechem, w szczególności ze względu na to, że do zawarcia związku małżeńskiego potrzebna jest dobrowolna zgoda dwóch osób (to, czy niezgodne z wiarą katolicką jest samotne wychowywanie adoptowanych dzieci, pozostawiam etykom). Po drugie zwolnione pracownice były zatrudnione na umowach cywilnoprawnych, a nie tych o pracę, więc przepisy k.p. ich nie obowiązują. I właśnie to powinien być główny powód oburzenia i uzasadnionych pytań do krakowskiej archidiecezji. Zgodnie z k.p. jeśli zadania są świadczone osobiście, pod kierownictwem pracodawcy oraz w miejscu i czasie przez niego wskazanym, to z zatrudnionym należy zawrzeć umowę o pracę, a nie kontrakt cywilnoprawny. Kościół nie jest tu wyjątkiem. Może stosować zlecenie, jeśli chce np. zatrudnić kogoś do pomalowania ogrodzenia, ale osoby odpowiedzialne za politykę informacyjną kurii nie tworzą jej przecież samodzielnie. Działają systematycznie i w ewidentnym podporządkowaniu wobec zatrudniającego. Czy oferowanie im przez kurię kontraktów cywilnoprawnych, które m.in. nie gwarantują zwolnienia chorobowego, urlopów, limitów czasu pracy, minimalnego odpoczynku, płatnych nadgodzin, nie jest grzechem chciwości? Jak wreszcie takie postępowanie ma się do katolickiej nauki społecznej? Encyklika „Laborem exercens” Jana Pawła II wyraźnie wskazuje, że „urzeczywistnienie uprawnień człowieka pracy nie może być skazywane na to, ażeby było tylko pochodną systemów ekonomicznych, które na większą lub mniejszą skalę kierują się przede wszystkim kryterium maksymalnego zysku”. Zgodnie z nią pracownik ma mieć zapewnione m.in. świadczenia społeczne (które zabezpieczają życie i zdrowie pracowników), wypoczynek tygodniowy, coroczny urlop. Z kolei encyklika „Centesimus annus” wskazuje, że „zagwarantować trzeba respektowanie «ludzkiego» czasu pracy i odpoczynku, a także prawa do wyrażania własnej osobowości w miejscu pracy, przy czym w żaden sposób nie może być naruszona wolność sumienia pracownika lub jego godność”. Czy przesłanie JP II to tylko puste słowa? Czy Kościół ma prawo wymagać stosowania swojej etyki, skoro sam jej nie przestrzega?
Na te wszystkie pytania krakowska kuria powinna odpowiedzieć. Niestety na razie milczy.
Czy Kościół ma prawo wymagać stosowania swojej etyki, skoro sam jej nie przestrzega?