Zaplanowane w przyszłorocznym projekcie budżetu państwa zrównoważenie dochodów i wydatków – czyli brak deficytu – to takie 500+ dla ekonomistów.
DGP
Rząd sprezentował im gorący temat do dyskusji, a ich analizy będą się nim karmiły jeszcze długie tygodnie. Miła to odskocznia od śledzenia wpisów Donalda Trumpa na Twitterze i wieszczenia, kiedy i na kogo swoimi wojnami celnymi sprowadzi recesję.
Zasadniczo do istotnego ograniczenia deficytu, zrównoważenia budżetu, a nawet wypracowania nadwyżki ekonomiści nakłaniają polityków zawsze. Szczególnie jak jest dobra koniunktura – wtedy radzą obrastać w fiskalny tłuszczyk, aby było co zrzucać, gdy przyjdą gorsze czasy (a te przychodzą zawsze). Prywatnie ekonomiści powiedzą wam, że deficyt jest w porządku, bo można dzięki niemu finansować rozwój, trzeba tylko trzymać pod kontrolą dług publiczny i koszty jego obsługi. Chwalenie deficytu to jednak dawanie politykom palca – ci zaraz wezmą całą rękę i będzie z tego wielka dziura w finansach państwa.
Plan zrównoważenia budżetu na tyle wszystkich zaskoczył, że jeszcze chwila i zacznie się nawoływanie: premierze Morawiecki, pokaż deficyt, bo bez niego idziemy na zderzenie ze spowolnieniem i jeszcze będziemy je pogłębiali. Wiele wskazuje, że taki tok rozumowania ma sens, bo przecież budżetem państwa, szczególnie wydatkami inwestycyjnymi, można stymulować wzrost PKB, a obniżkami podatków czy kolejnym socjałem da się zwiększać konsumpcję. Dlatego już niedługo eksperci mogą zacząć kampanię pod hasłem: rządzie, popuść pasa.
Ale Polska to nie Niemcy, które rezygnując z części wielomiliardowej nadwyżki, mogą oddalać albo łagodzić dekoniunkturę. My od zawsze borykamy się z deficytem oraz walczymy o to, by rynki finansowe nie zażądały zbyt wiele za to, że pożyczają nam pieniądze. Wiecznie martwimy się, że ten deficyt dobije do 3 proc. PKB i będzie słychać pomruk niezadowolenia z Brukseli. Gdy jest więc szansa, że budżet zrównoważymy, nie ma co sarkać. Bo przestrzeni fiskalnej do stymulowania i tak za bardzo nie ma, gdyż limit wydatkowy z reguły, która pilnuje stabilności finansów, został wykorzystany. Dlatego też przy najlepszych chęciach, gdyby rząd chciał, to nie bardzo może. Poza tym wsparł już gospodarkę piątką Kaczyńskiego, która w skali całego roku oznacza ponad 40 mld zł brutto wpompowane w gospodarkę. Kreatywność będzie potrzebna, gdy faktycznie spowolnienie okaże się głębsze, ale wtedy rząd ustawę budżetową znowelizuje i nawet przy kilku miliardach deficytu tragedii z wiarygodnością finansową Polski nie będzie. Będzie za to problem z tym, jak poradzić sobie z regułą wydatkową, ale od tego jest Ministerstwo Finansów, by coś wymyślić i nie narazić się agencjom ratingowym.
Dlatego cieszmy się, że przynajmniej na papierze jest zrównoważony budżet, bo drugi raz na przyjemność oglądania takiego projektu możemy długo czekać. Być może do kolejnych wyborów.