Tylko 1 tys. zł dostaną z ZUS pracodawcy na doradztwo związane z prewencją wypadkową. Eksperci i przedsiębiorcy uważają, że to zdecydowanie za mało – nikt nie zrobi oceny ryzyka za taką sumę.
DGP
Od wczoraj ZUS przyjmuje wnioski na dofinansowanie projektów poprawiających warunki pracy w 2020 r. Termin ich przyjmowania upływa 16 sierpnia br. Do podziału jest 50 mln zł. ZUS obiecuje, że wybierze projekty, które poprawią bezpieczeństwo, zmniejszą zagrożenie wypadkami przy pracy lub chorobami zawodowymi i zredukują niekorzystne oddziaływanie szkodliwych czynników. Jest tylko jedno „ale”.
– Początkowo o takie wsparcie mógł się ubiegać każdy przedsiębiorca. W zeszłym roku wprowadzono jednak zasadę, że środki będą przyznawane najlepszym projektom na podstawie listy rankingowej. To miało poprawić efektywność ich wykorzystania. Teraz się okazuje, że tylnymi drzwiami wprowadzono zasadę: kto pierwszy, ten lepszy – podkreśla prof. Jan Klimek ze Szkoły Głównej Handlowej, przewodniczący zespołu ds. ubezpieczeń społecznych Rady Dialogu Społecznego oraz wiceprezes Związku Rzemiosła Polskiego.

Ważny zapis

Podstawą ubiegania się o wsparcie jest ocena wniosku przeprowadzona przez ekspertów Centralnego Instytutu Ochrony Pracy – Państwowy Instytut Badawczy. Dofinansowany może zostać m.in. zakup środków ochrony indywidualnej, urządzeń chroniących przed hałasem, drganiami mechanicznymi, promieniowaniem elektromagnetycznym, oświetlenie miejsc, urządzenia oczyszczające i uzdatniające powietrze, służące poprawie bezpieczeństwa pracy na wysokości, sprzęt ograniczający obciążenia układu mięśniowo-szkieletowego.
Jest jednak haczyk. Regulamin konkursu mówi wprost, że ocena merytoryczna wniosków zostanie wstrzymana, gdy ogólna kwota wnioskowanych dofinansowań, które uzyskały pozytywną opinię, przekroczy kwotę 65 mln zł. Eksperci nie rozumieją, skąd się ona wzięła.
– To bardzo złe rozwiązanie – uważa Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu i ekspert Konfederacji Lewiatan. – Środki na wsparcie prewencji wypadkowej powinny być dzielone między wszystkich pracodawców, którzy złożą wnioski w wyznaczonym terminie. A wprowadzenie kwoty granicznej oznacza, że pieniądze mogą nie trafić do najlepszego projektu tylko dlatego, że nie został rozpatrzony z powodu jej przekroczenia – dodaje.
Zarówno eksperci, jak i pracodawcy podkreślają, że miesiąc to stanowczo za mało na merytoryczne przygotowanie wniosku i złożenie go do ZUS. Taki system premiuje firmy mające wyspecjalizowane działy bhp.

Magiczne kwoty

Kolejnym zarzutem jest zamrożenie kwoty wsparcia. Tadeusz Zając, były główny inspektor pracy, obecnie doradca prezydenta Pracodawców RP, zwraca uwagę, że i w tym, i w przyszłym roku na ten cel jest 50 mln zł.
– Rosną koszty pracy, więc trudno się z tym zgodzić. Takie kwoty powinny być określane w Radzie Dialogu Społecznego – podkreśla.
– Jeśli także w kolejnych latach kwota pozostanie bez zmian, znaczenie takiego wsparcia będzie maleć. Dla nikogo nie jest tajemnicą, że w porównaniu z rokiem ubiegłym wzrosły nie tylko koszty pracy, lecz także ceny usług. A to one są podstawą wyceny prac poprawiających bezpieczeństwo pracowników – dodaje prof. Jan Klimek.
Ale to nie koniec problemów. Otóż regulamin konkursu w sposób niebudzący wątpliwości ogranicza kwotę środków, które mogą być przeznaczone na doradztwo. Bez względu na wielkość firmy przedsiębiorca będzie mógł dostać 1 tys. zł.
– Nie wierzę. Nikt nie zrobi oceny ryzyka za taką kwotę. To nierealne. Skąd urzędnicy biorą takie stawki? – denerwuje się Dorota Wanda Wolicka, przedsiębiorca z Wrocławia.
– Mam wątpliwości, czy osoba posiadająca wymagane kwalifikacje podejmie się za taką sumę oceny ryzyka konkretnego stanowiska – dodaje Tadeusz Zając.

Kontrola ZUS

Regulamin konkursu zakłada, że pieniądze na poprawę bezpieczeństwa są wypłacane po zakończeniu inwestycji. ZUS ma prawo też wypłacić je w transzach, kontrolując pracodawcę bez ograniczeń. A jeśli wyniki kontroli będą negatywne, firma poniesie konsekwencje. Będzie zobowiązana do zwrotu całego dofinansowania wraz z odsetkami za opóźnienie. I to w terminie nie późniejszym niż 30 dni od daty wezwania przez ZUS.
– Ten zapis jest niebezpieczny, szczególnie dla małych przedsiębiorców. Oznacza, że z takiej formy wsparcia prewencji wypadkowej mogą korzystać wyłącznie firmy bogate, które mogą wyłożyć ze swojej kieszeni środki na poprawę warunków pracy, a później czekać na ich zwrot – podkreśla prof. Klimek.
Tadeusz Zając podkreśla, że ochrona zdrowia i życia pracowników przez zapewnienie bezpiecznych i higienicznych warunków pracy jest obowiązkiem pracodawcy niepodlegającym dyskusji. I z tego powodu musi ponosić on koszty. Ale państwo powinno go w tym wspierać. – A w przypadku tego konkursu mamy do czynienia z sytuacją, że państwo okazuje brak zaufania do przedsiębiorcy – dodaje ekspert.