Aby przeciwdziałać przestępstwom z nienawiści, potrzebujemy zmian w prawie, choć i ze stosowaniem obecnie obowiązującego nie jest najlepiej
Tragiczna śmierć prezydenta Gdańska, Pana Pawła Adamowicza, wywołała u wielu refleksję. Bardzo szybko pojawiły się także oceny i sądy na temat przyczyn tego zdarzenia, często niezasadne, bo nieoparte na pełnej wiedzy na temat okoliczności faktycznych. Zaczęto dyskutować o mowie nienawiści, jej przejawach, skali. Ta dyskusja jest potrzebna i to niezależnie od tego, dlaczego pan prezydent stracił życie. Bo z mową nienawiści mamy w Polsce problem. Czy to oznacza, że brakuje w Polsce narzędzi prawnych do jej zwalczania?
Liczba przestępstw z nienawiści, w tym mowy nienawiści, rośnie. Z danych Prokuratury Krajowej wynika, że w 2015 r. odnotowano 1548 takich zdarzeń, w 2016 r. 1631, zaś w 2017 r. 1708. Co istotne, 40 proc. tych czynów popełnianych jest z wykorzystaniem internetu. Tym samym służy on nierzadko szerzeniu uprzedzeń, stereotypów i nienawiści, zamiast takim zjawiskom przeciwdziałać. To głównie przestępstwa publicznego nawoływania do nienawiści na tle przynależności narodowej, etnicznej czy wyznaniowej (czyli przestępstw z art. 256 par. 1 kodeksu karnego) bądź publicznego znieważania osoby lub grupy osób ze względu na tę przynależność (przestępstwo z art. 257 k.k.). Te czyny przyjęło się potocznie określać jako przestępstwa mowy nienawiści. Warto wymienić także art. 119 k.k., czyli stosowanie przemocy lub groźby bezprawnej z powodu przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, wyznaniowej lub z powodu bezwyznaniowości pokrzywdzonego.
Kodeks karny obejmuje zatem swoją ochroną osoby lub grupy doświadczające takich zachowań ze względu na swoje – rzeczywiste lub domniemane przez sprawcę – pochodzenie narodowe lub etniczne, rasę, religię lub bezwyznaniowość. Osoby z niepełnosprawnościami, osoby starsze, osoby nieheteronormatywne, które także przecież w dużym stopniu narażone są na mowę nienawiści, szczególnie w internecie, są takiej szczególnej ochrony pozbawione. Mogą dochodzić sprawiedliwości na zasadach ogólnych, korzystając z przepisów kodeksu karnego, które dotyczą innych przestępstw, np. przestępstwa zniesławienia ściganego z oskarżenia prywatnego, a nie przestępstw z nienawiści. To nie wystarcza. Postulaty zmiany kodeksu karnego podnoszone są od dawna, także przez rzecznika praw obywatelskich.
W celu skutecznego przeciwdziałania mowie nienawiści z pewnością zmiany wymaga praktyka stosowania obowiązującego prawa. Przewlekłość postępowań lub decyzje procesowe organów ścigania polegające na odmowie wszczęcia postępowania albo jego umorzeniu powodują nie tylko bezkarność sprawcy. Zachowania motywowane uprzedzeniami i nienawiścią każdorazowo powinny wywołać stanowczy sprzeciw i reakcję ze strony organów państwa. Inaczej osoba pokrzywdzona czuje, że państwo nie traktuje poważnie jej krzywdy, często właśnie ze względu na motywację sprawcy bardziej dotkliwej, i że akceptuje takie zachowania.
Ale poza praktyką stosowania prawa konieczne są konkretne zmiany w przepisach. Oprócz wspomnianej wyżej nowelizacji kodeksu karnego w celu objęcia ochroną innych grup mniejszościowych potrzebne jest wprowadzenie narzędzi ułatwiających osobom doświadczającym mowy nienawiści dochodzenie sprawiedliwości. Bo zwalczanie zjawiska nienawiści w internecie, wobec skali i specyfiki tego zjawiska, wymaga innych niż standardowe narzędzi prawnych.
Ofiara często nie wie i nie jest w stanie samodzielnie ustalić, kto napisał nienawistny komentarz. Jeśli zdecyduje się na cywilnoprawną drogę dochodzenia swych roszczeń, obok drogi karnej lub niezależnie od niej, ma obowiązek wskazania tożsamości strony pozwanej. W przypadku osób fizycznych będzie to imię i nazwisko, niekiedy tylko znane ofierze, a także adres zamieszkania – najczęściej jej nieznany. Niepodanie tych danych stanowi brak formalny, który – jeśli nie zostanie uzupełniony – powoduje zwrot pozwu.
Dla uniknięcia takiego zakończenia sprawy wiele osób wykorzystuje do uzyskania informacji o sprawcy naruszenia dóbr osobistych postępowanie karne. Na podstawie kodeksu postępowania karnego w sprawach z oskarżenia prywatnego policja na polecenie sądu ma obowiązek zgromadzić dane potrzebne pokrzywdzonemu do wniesienia prywatnego aktu oskarżenia. W przypadku spraw ściganych z urzędu z kolei prokurator może zwolnić administratora danych osobowych z tajemnicy i w ten sposób uzyskać konkretne informacje, które pokrzywdzony wykorzysta następnie w postępowaniu cywilnym. Ale to oznacza, że organy ścigania angażowane są w czynności, które często służą innemu celowi – dochodzeniu ochrony cywilnoprawnej. Mając to na względzie, w 2016 roku rzecznik praw obywatelskich dr Adam Bodnar wystąpił do ministra sprawiedliwości z rekomendacją zaprojektowania takiego środka prawnego, który może być skutecznym sposobem zwalczania mowy nienawiści, szczególnie w internecie. Przedstawił funkcjonującą z powodzeniem od wielu lat w procesie amerykańskim (John Doe lawsuit) koncepcję tzw. ślepego pozwu, która pozwala na dochodzenie roszczeń od osoby o nieznanej tożsamości. Jej istota sprowadza się do możliwości wniesienia do sądu cywilnego pozwu bez określania podmiotu pozwanego, w tym nawet tak podstawowych danych, jak jego imię i nazwisko. Ustalenia tożsamości pozwanego oraz innych jego danych osobowych, potrzebnych dla prowadzenia procesu, dokonuje sąd. Wykluczony jest przy tym wszelki automatyzm w korzystaniu z tego narzędzia prawnego. Powód ma obowiązek wykazać, że podjął próbę powiadomienia anonimowego autora lub autorki wypowiedzi o ewentualnym procesie oraz zapewnił mu możliwość udzielenia odpowiedzi. Próba ta może polegać na zawiadomieniu zamieszczonym na stronie internetowej, na której umieszczona została wypowiedź anonimowego autora. Powód musi dokładnie przytoczyć wypowiedzi, których dotyczy zarzut procesowy, oraz przedstawić dowody na poparcie każdego elementu roszczenia.
Rzecznik argumentował, że konstrukcja ślepego pozwu może być właściwą odpowiedzią na zjawisko naruszania dóbr osobistych w dobie społeczeństwa informacyjnego. Często bowiem dochodzi do sytuacji wielokrotnego naruszania czyjegoś dobrego imienia przez osoby zupełnie anonimowe. Jeśli bezprawne zachowanie byłoby połączone z bardzo dużym prawdopodobieństwem ujawnienia tożsamości sprawcy i poniesieniem konsekwencji procesowych, możliwe, że potencjalny sprawca zrezygnowałby z wypowiedzi obraźliwych i zniesławiających.
Chyba nigdy jeszcze nie dyskutowano w Polsce tak bardzo o mowie nienawiści. Po czasie potrzebnej obecnie refleksji i zadumy powinniśmy podjąć merytoryczną dyskusję o przeciwdziałaniu temu zjawisku. Z pewnością niezbędne w tym zakresie będzie podnoszenie świadomości społecznej i działania edukacyjne, konsekwentne i efektywne działania organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości, a także odpowiednie kodeksy dobrych praktyk i procedury operatorów i dostawców usług internetowych. Warto wrócić także do rozmowy na temat wyżej wskazanych postulatów de lege ferenda. Bo z mową nienawiści mieliśmy i mamy problem. Tak duży, że nawet teraz, dyskutując o śmierci prezydenta Adamowicza, wielu tej mowy nienawiści używa.