- Najważniejsze, co sektor kosmiczny dał światu, to wiedza, jak zarządzać ogromnymi innowacyjnymi projektami, w których uczestniczą tysiące ludzi - mówi Ilona Tobjasz w rozmowie z DGP.
Misja ExoMars, która poleci na Czerwoną Planetę w 2020 r., kosztuje 1,5 mld euro. Państwo zaprojektowali i zbudowali podzespół, tzw. pępowinę, która ma zapewnić zasilanie łazika po jego lądowaniu na powierzchni Marsa. Jeśli ten element zawiedzie, pogrzebie 1,5 mld euro w marsjańskim piasku. Jak ubiegać się o taki projekt?
Na początku uczestniczymy w wydarzeniach branżowych, takich jak dni przemysłowe dla konkretnych misji kosmicznych, targi i konferencje, gdzie spotykamy inne firmy, w tym kontrahentów. Nawet w sektorze kosmicznym to wszystko jest potrzebne. Firmy jak Thales i Airbus to największe na europejskim rynku podmioty zdolne integrować całe systemy.
Oni, jako poddostawcy Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA), budują swój łańcuch poddostawców i wybierają takie firmy jak SENER. Współpracują z nami dlatego, że mamy doświadczenie i kompetencje potwierdzone przez port folio już zrealizowanych projektów. Warto dodać, że dla zleceniodawców ważne jest to, kto dokładnie będzie pracował przy ich projekcie. Nasze oferty obejmują więc CV osób wybranych do zespołów projektowych. Niezależnie jednak od skali i doświadczenia, każda firma musi wziąć udział w oficjalnym przetargu ogłaszanym na internetowej platformie EMITS, która służy składaniu ofert w projektach ESA. Agencja publikuje ogólną specyfikację i przeprowadza przetarg. Później, po wnikliwej ocenie przeprowadzonej z prime’ami (czyli firmami jak Thales i Airbus), wyłania najbardziej obiecujące firmy.
Jak z perspektywy poddostawcy wygląda realizacja tak skomplikowanego projektu?
Trudność projektów kosmicznych wynika m.in. z tego, że to innowacyjne urządzenia projektowane i produkowane po raz pierwszy, które muszą współpracować z innymi podsystemami jako jeden organizm. Z tego powodu trzeba być bardzo elastycznym, bo wymagania w projekcie mogą zmieniać się przez cały czas jego trwania. Jeżeli w wyniku testów innych podsystemów klient zmieni koncepcję, my także musimy się do tego dostosować, co może oznaczać przeprojektowanie dużej części mechanizmu. Tak też było w przypadku naszej „pępowiny” dla misji ExoMars. Zdarzają się także projekty, w których bardziej liczy się prestiż wynikający z uczestnictwa niż zysk. Co ważne, firma musi umieć operować na bardzo skomplikowanej i obszernej dokumentacji. Specyfikacjom i opisom testów nie ma końca. Jeśli proponujemy użycie jakiejś części, musi ona zostać opisana wraz z testami, kontrolą jakości i parametrami, z jakimi dotrwała do końca. Takie dokumenty liczą tysiące stron. Tworzenie dokumentacji to dla wielu firm bariera nie do przeskoczenia.
Ale bez takiej dokumentacji nie ma szans na powodzenie misji.
Owszem. Według mnie najważniejsze, co sektor kosmiczny dał światu, to wiedza, jak zarządzać ogromnymi innowacyjnymi projektami, w których uczestniczą tysiące ludzi poprzez właśnie dokładną dokumentację, wyśrubowane procedury. Proszę sobie przypomnieć, jak wyglądały pierwsze misje NASA – w latach 60. komputery były wielkości pokoju, a człowiek i tak poleciał na Księżyc. Udało się to dzięki dużej dyscyplinie, procedurom i standaryzacji.
Mogłaby pani podać przykładowe rodzaje testów, które musi przejść podzespół?
Urządzenie kosmiczne, zanim zostanie dopuszczone do lotu, musi przejść wiele testów kwalifikacyjnych dla modeli inżynieryjnych i testy akceptacyjne dla modelu, który ostatecznie poleci w kosmos. Z zasady testy kwalifikacyjne są ostrzejsze od akceptacyjnych o współczynnik ok. 1,5. Najważniejszymi i najtrudniejszymi dla mechanizmów są z reguły testy funkcjonalne, wytrzymałościowe i termiczno -próżniowe. Testy funkcjonalne potwierdzają, że mechanizm spełnia funkcje, do których został zaprojektowany. Wytrzymałościowe są m.in. testy wibracyjne, które odzwierciedlają najwyższy poziom wibracji generowanych przy starcie rakiety oraz testy szokowe służące sprawdzeniu odporności mechanizmu w sytua cji, gdy lądownik z dużą siłą uderza w powierzchnię planety. Z kolei testy termiczno-próżniowe mają za zadanie udowodnić działanie urządzenia w warunkach odzwierciedlających rzeczywiste środowisko pracy i wykazać odporność na skrajne różnice temperatur. W przypadku naszej „pępowiny” łazika ExoMars zostały również przeprowadzone testy w komorze pyłowej, żeby odzwierciedlić warunki na Marsie.
Co może pójść nie tak?
Misja ExoMars składa się z dwóch etapów. Podczas pierwszego, w 2016 r., ESA chciała przetestować procedurę lądowania na Marsie. Niestety lądownik Schiaparelli rozbił się na jego powierzchni. Błędy zdarzają się rzadko, ale jednak. Analiza ryzyka w takich projektach jest rozbudowana. Sprawdzamy, co się wydarzyło, wyciągamy wnioski i pracujemy dalej. Gdy nasz mechanizm będzie zbliżał się do Marsa, na pewno pojawi się stres, ale przede wszystkim ekscytacja.
Projekt jest realizowany przy współpracy europejskiej agencji ESA i rosyjskiej agencji Roskosmos. Czy tarcia polityczne przenoszą się także do sektora kosmicznego?
Na poziomie dużych, strategicznych inwestycji nie pojawiają się tarcia. Wszyscy gramy do jednej bramki, a naszym celem jest sukces misji.
Czy przemysł kosmiczny może rozwijać się bez ingerencji państwa?
Nie. Nawet SpaceX żyje głównie z zamówień NASA. Większość misji kosmicznych, które wpływają na rozwój nauki i technologii, to misje badawcze. Sektor prywatny nie garnie się do ich finansowania, mimo że przynoszą one biznesowi wiele korzyści w długim okresie.