W grę może wchodzić działanie patologicznego układu, który wykorzystał ułomność systemu w celu odwrócenia uwagi od właściwego sprawcy - ocenił w niedzielę doradca prezydenta prof. Andrzej Zybertowicz odnosząc się do sprawy Tomasza Komendy.

Sprawę Tomasza Komendy będzie wyjaśniać Prokuratura Okręgowa w Łodzi. Mężczyzna został skazany na 25 lat więzienia za rzekome zabójstwo i zgwałcenie 15-latki. Po 18 latach wyszedł z więzienia, bo według śledczych nie popełnił tej zbrodni.

W niedzielę w programie "Woronicza 17" w TVP INFO prof. Andrzej Zybertowicz ocenił, że w sprawie Tomasza Komendy istnieją dwie możliwości: pomyłka lub zbrodnia sądowa. Dodał, że wydaje się, że w tym przypadku nie doszło do pomyłki poszczególnej osoby, ale w grę może wchodzić "wada, ułomność systemu".

"Najwyraźniej wchodzi w grę zawodność systemu, ale z dostępnych materiałów, reportaży, rekonstrukcji prasowych wynika, że w grę może wchodzić także działanie patologicznego układu, który ułomności systemu wykorzystał w tym celu, żeby od właściwego sprawcy odwrócić uwagę i zrobić ofiarę z osoby niewinnej" - ocenił.

"A więc mielibyśmy do czynienia ze swoistą zbrodnią sądową, z wykorzystaniem maszyny szeroko rozumianego wymiaru sprawiedliwości do zamaskowania właściwego sprawcy i skazania osoby niewinnej" - dodał.

Zybertowicz zaznaczył jednak, że do przypadków skazania osób niewinnych dochodzi nawet w "okrzepłych demokracjach o długiej tradycji rządów prawa". Jako przykład wymienił Stany Zjednoczone.

Andrzej Halicki (PO) zapytany o to, czy sprawa Komendy to "patologia III RP w pigułce" podkreślił, że podobne sytuacje zdarzają się w momencie, "kiedy jest próba, chęć indywidualnego kierowania sprawą, czyli taki polityczny nacisk" oraz kiedy oczekuje się "efektu ponad możliwe dowody".

Zaznaczył również, że "w dalszym ciągu" w obowiązującym w Polsce "prokuratorskim systemie sądownictwa" postawienie zarzutów bardzo rzadko kończy się w sądzie uniewinnieniem.

Halicki podkreślił, że w 2000 r. Lech Kaczyński jako ówczesny minister sprawiedliwości "osobiście się interesował tym śledztwem". Dodał, że istnieje dokumentacja, która dowodzi, że odwołanie kilku prokuratorów zajmujących się śledztwem "zaowocowało bardzo szybkim aktem oskarżenia".

"Zbigniew Ziobro, który dzisiaj tak chętnie oskarża innych był wtedy prawą ręką Lecha Kaczyńskiego. (....) Być może trzeba sprawdzić, jaki był jego udział również w tych zmianach personalnych, bo one zaowocowały bardzo szybkim aktem oskarżenia nie popartym dowodami" - dodał Halicki.

Szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Jacek Sasin (PiS) przypomniał, że w sprawie nie zrobiono "niczego pozytywnego", mimo że "daleko idące informacje, że doszło w tej sprawie do pomyłki" pojawiały się na przełomie lat 2010/2011.

"W czasach rządów naszych poprzedników PO-PSL zbudowano taki model prokuratury, gdzie prokurator generalny nie miał żadnego wpływu na to, co dzieje się w podległej jemu prokuraturze. To w tym czasie dochodziło do tego typu nieprawidłowości, że nawet wiedziano, że człowiek niewinny siedzi w więzieniu i nie podejmowano żadnych czynności" - powiedział Sasin.

Obowiązujący wtedy model prokuratury i sądownictwa nazwał "patologicznym". Takiego samego określenia użył poseł Kukiz`15 Jerzy Jachnik.

"Ja oczekuję od pana Zbigniewa Ziobry, że będzie w końcu system skargowy i ludzie, którzy się sprzeniewierzyli, czy to jest policja, czy to jest prokurator, czy to jest sędzia na zbity łeb będą wylatywać z wymiaru sprawiedliwości i mało tego, będą mieli zakaz wykonywania zawodu prawniczego, bo co z tego, że my ich wydalimy z zawodu sędziego, kiedy oni idą do adwokatury" - powiedział Jachnik.

Z kolei Piotr Misiło (N) zwrócił uwagę na to, że Tomasza Komendę mógł ułaskawić Lech Kaczyński. "Gdyby te sygnały, o których pan mówi były takie jasne, czytelne, miał pięć lat niemalże żeby ułaskawić niewinnego człowieka" - zwrócił się do Sasina.

Jacek Sasin w odpowiedzi przypomniał, że uzasadnione wątpliwości w sprawie pojawiły się na przełomie lat 2010/2011. "Jak pan dobrze pamięta panie pośle, na przełomie 2010/2011 roku śp. Lech Kaczyński nie był już prezydentem, bo zginął w Smoleńsku" - mówił.

Adam Struzik (PSL) zaznaczył, że przypadek Tomasza Komendy trzeba bardzo dokładnie przeanalizować. "Ale nie tylko w formie śledztwa, bo śledztwo ma to do siebie, że jest kierowane - powiedziałbym - przez zależnych znowu prokuratorów" - mówił.

Struzik dodał, że w sprawach niewinnych ludzi siedzących w więzieniach "powinny być powołane komisje niewinności pod nadzorem społecznym" zaś prowadzone postępowania powinny być jawne.

Tomasz Komenda, który w 2004 r. prawomocnie został skazany na 25 lat więzienia za zabójstwo i zgwałcenie 15-latki, odsiadywał wyrok 25 lat więzienia w Zakładzie Karnym w Strzelinie. W czwartek został warunkowo zwolniony z odbywania kary i wyszedł na wolność. Według prokuratury - która zgromadziła nowe dowody w tej sprawie - mężczyzna nie popełnił zbrodni, za którą został skazany.

15-letnia Małgorzata K. została brutalnie zgwałcona w noc sylwestrową na przełomie 1996/97 r. Dziewczyna bawiła się z koleżankami w dyskotece w Miłoszycach pod Wrocławiem. W trakcie zabawy wyszła przed budynek. Kilkanaście godzin później została znaleziona martwa na prywatnej posesji naprzeciwko dyskoteki. Zmarła wskutek wyziębienia organizmu i odniesionych ran.

Z prośbą o ponowne zajęcie się sprawą do ministra sprawiedliwości-prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry zwrócili się w zeszłym roku rodzice Małgorzaty K. Śledztwo zostało wznowione w 2017 r. W czerwcu ubiegłego roku prokuratura poinformowała, że w sprawie zbrodni zatrzymano Ireneusza M. Prokurator przedstawił mu zarzut popełnienia przestępstwa zgwałcenia ze szczególnym okrucieństwem i zabójstwa piętnastoletniej Małgorzaty K. Od tego czasu Ireneusz M. przebywa w areszcie.